- Mało wiem o obecnych warunkach na kolei, bo ostatnio jechałem po torach z osiem lat temu. Za to mój mobilny przyjaciel Artur zasila mnie przygodami dalekobieżnymi, rwąc przy tym przedostatnie włosy z głowy. Ostatnio musiał dwukrotnie zapłacić za jedną podróż. – pisze w swoim felietonie dla „Gazety Wrocławskiej" Andrzej Górny.
Felietonista opisuje w swoim artykule absurdalne sytuacje, jakie mają miejsce na kolei, a które zna z relacji swojego przyjaciela, który pewnego dnia musiał m. in. dwa razy zapłacić za jedną podróż, ponieważ bilet na pociąg ważny jest tylko w dniu zakupu (o czym nie każdy wie). Inna sytuacja: konduktorka sprzedaje bilet pierwszej klasy, ale bez miejscówki, która co prawda kiedyś nie była konieczna, ale dziś jest obligatoryjna. Przyjacielowi autora miejscówkę „wciska” konduktor. W kasie miejscówka kosztuje 6 zł, a u konduktora jest o 10 zł droższa. - Tłumaczenia, że to wina kasjerki, bo skąd podróżny ma wiedzieć, jakie nowe pomysły urzędnikom w móżdżkach grają, nie skutkowały – pisze Andrzej Górny.
Autor felietonu zaznacza także, że podróże „trakcją benzynową” mogą kształcić jeszcze radykalniej, niż podróż koleją: - Nie ma weekendu bez kilkuset zabitych i rannych. Jednak ta odstraszająca (wydawałoby się) lekcja zupełnie nie działa na półgłówków. W ostatni przedłużony weekend policja przyłapała ponad dwa tysiące pijanych kierowców.
Hałas informacyjny wokół problemu zrywa się, kiedy politycy potrzebują punktów przed wyborami. Wtedy grzmią słusznie oraz wymachują lizakami, że niby stop zbrodniczej głupocie. Jednak żadne z obietnic i pomysłów dotąd nie zadziałały. Aut się pijakom nie konfiskuje, praw jazdy się dożywotnio nie zabiera. – pisze Andrzej Górny.
Więcej